World Carp Masters Luc du Der - Francja

World Carp Masters Luc du Der - Francja

Nasza przygoda z WCM zaczęła się w maju 2016 na Nekielce. W pierwszej Wojnie Karpiowej

Invandera wygrywając w formule 3 x big fish wagą 50,12 kg, wywalczyliśmy bilet na WCM.

 

Kilka miesięcy, które pozostały do wyjazdu zajęły nam przygotowania i zbieranie informacji

o zbiorniku, na którym miały się odbyć te prestiżowe zawody. Przeszukiwaliśmy więc Internet, ale największą pomocą okazał się Krzysiek Charmuszko, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

W piątek, 9 września spotkaliśmy się w Chorzowie całą drużyną w składzie Marian, Zbyszek jako pomocnik i ja - Staszek. Pakowanie nie zajęło nam dużo czasu i wyruszyliśmy w drogę, przed nami prawie 1400 km. W sobotę rano dotarliśmy do Francji. Po zarejestrowaniu się w Station Nautique odbyło się pierwsze losowanie - najpierw kolejności losowań stanowisk. Los przydzielił nam numer 49 na 60 startujących drużyn. Po załatwieniu formalności do niedzieli rana mieliśmy czas wolny i postanawiamy przyjrzeć się z bliska zbiornikowi.

 

Niestety już podczas pierwszego spaceru zbiornik niemiło nas zaskoczył, brakowało około 5

metrów do normalnego stanu wody, co widać na słupach w marinie. Zarządca akwenu od około trzech tygodni przed zawodami zaczął spuszczać wodę, aby zasilić okoliczne winnice, którym zagroziła susza.

 

W niedzielę rano odbyło się oficjalne otwarcie imprezy i losowanie miejscówek.

Mieliśmy okazję obejrzeć nagrody i statuetki dla zwycięzców zawodów oraz dla poszczególnych sektorów. Największe wrażenie zrobiły na nas rzeźbione w drewnie tekowym karpie ozdobione dziesięciokaratowymi diamentami.

Wylosowaliśmy stanowisko nr 34 i jest to miejscówka, do której można podobno dojechać. Na miejscu okazuje się, że tylko teoretycznie. Byliśmy zmuszeni do przeniesienia całego sprzętu na wózkach i plecach. Kolejne zaskoczenie - do wody mamy około 30 metrów przeprawy przez szlam, który pozostał po opadnięciu wody.

 

No ale cóż tak los rozdał karty, nie pozostaje nic innego jak wypakować sprzęt i rozłożyć obóz.Zawody miały się zacząć w poniedziałek o godzinie 15.00 więc mieliśmy bardzo dużo czasu na urządzenie obozu.

 

W poniedziałek o godzinie 15:00 mieliśmy za sobą wszystkie formalności dopuszczające nas do zawodów i mogliśmy przystąpić do typowania miejscówek. Po trzech godzinach pływania z echosondą, kamerą i tradycyjną tyczką stwierdziliśmy, że może nie będzie tak źle. Około 19:00 mieliśmy wszystkie zestawy w wodzie i nagle koło 21:00 pierwsze branie. We dwóch (Zbyszek jako sternik i ja do operowania wędką) musieliśmy się najpierw dostać do wody przez kilkanaście metrów szlamu po kolana, a później jak to zwykle bywa pierwsza walka z rybą i...przegrana.

Postanowiliśmy szybko zorganizować kolejną wywózke zestawu w to samo miejsce i liczyć na kolejne branie. Czekaliśmy i czekaliśmy. W międzyczasie kombinowaliśmy różnego rodzaju przypony, przynęty, zanęty, i wreszcie doczekaliśmy się kolejnego brania z potężnym odjazdem. Popłynąłem ze Zbyszkiem (ach to błoto) jako sternikiem po rybę, która zaczyna nas wozić po łowisku. W końcu miała dość i udaje się ją holować, niestety naszym oczom ukazały się potężne wąsy suma. Szkoda, że nie o to chodziło. Sum połakomił się na pellet ANACONDA Bull`s Range Robin Red Krill. Zwieźliśmy drania na brzeg, miara pokazała 150 cm a waga 17,6 kg. Niestety była to jedyna poważna ryba zwieziona na brzeg. Pozostałe wyholowane przez nas sztuki to tak zwana ''zarybieniówka''.

Przed wyjazdem znajomi przestrzegali nas przed innymi uczestnikami imprezy, ale jak się okazało na miejscu nie taki diabeł straszny jak go malują. Naszymi bezpośrednimi sąsiadami była drużyna z Włoch, przemili ludzie, przez całą imprezę żadnych zgrzytów. Sędziowie (marshalle), dwójka równie sympatycznych młodych Holendrów, starali się być pomocni we wszystkich sprawach.

Jako zawodnicy startujący cyklicznie w różnego rodzaju zawodach w kraju, możemy powiedzieć, że polscy organizatorzy nie mają się czego wstydzić jeżeli chodzi o organizację takich imprez. Wprawdzie mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale teraz odrobina dziegciu do tej beczki miodu.

Nie zrozumiałym dla nas jako uczestników było, że tak prestiżowe i wysokobudżetowe zawody nie zapewniły tak podstawowych rzeczy jak toalety (niestety tego nie było, potrzebę trzeba było załatwiać w krzakach ? dosłownie). Kolejna rzecz to niedogadanie się z zarządcą akwenu na temat wstrzymania upustu wody przez okres zawodów. Poza tym są to zawody, w których wszystko rozdaje los (losowanie), ponieważ część tego akwenu ma zabezpieczony przez stopień wodny stały poziom wody, podczas gdy w innych miejscach poziom wody ulega drastycznym wahaniom.

Ale cóż, potraktowaliśmy ten wyjazd jako kolejną naukę i jeśli los pozwoli spróbujemy ponownie.

W tym miejscu pragniemy podziękować wszystkim, którzy nas wspierali w tej eskapadzie, przede wszystkim firmie Anaconda w osobie Łukasza Tomczaka szefa działu Handlowego i Marketingu za wsparcie sprzętowe i zanętowe (zostaliśmy zaopatrzeni we wszystko co było nam potrzebne), Rafałowi i Krzysztofowi z firmy Raf-Mix za dostarczenie ciężarków niezbędnych do połowu, Danielowi Kruszynie, redaktorowi portalu Carppasion za patronat medialny, który (my tak to sobie tłumaczymy) był wyrazem wiary w nasze siły oraz naszym rodzinom za wsparcie oraz wiarę w naszą pasję i powodzenie naszego przedsięwzięcia.

Kilka zdjęć z zakończenia imprezy.

 

Miło nam, że w klasyfikacji generalnej i w kilku sektorach zwyciężyli Polacy choć pozostaje

niesmak po zachowaniu niektórych naszych rodaków.

Chciałoby się powiedzieć do zobaczenia za rok ale czy aby na pewno?

Zdjęcia Team Anaconda Polska w składzie :

Staszek, Marian i Zbyszek.

Tekst Stanisław Polijański

XX

© 20242014 - Sänger Polska - Profesjonalny sprzęt wędkarski

Niniejsza strona używa plików Cookies i innych technologii. Korzystając dalej z serwisu, wyrażasz zgodę na Prywatności i plików Cookies X